Autor tekstu: Perwszy prezes Stowarzyszenia «Polaros» Czesława Pietruszko
„Polaros "cząstka całości
Stowarzyszenie polskie, podobnie jak inne organizacje społecznonarodowe na Uralu, zaczęło się tworzyć na przełomie lat 80. i 90. XX wieku.
Na oczach całego świata zmieniała sięwtedy mapa europejska. Kraje tzw. bloku socjalistycznego odzyskiwały niezależność, a Związek Radziecki przypominał wielką górę lodową, powoli topniejącą w falach gorbaczowskiej «pierestrojki». Wielu ludzi w ZSRR miało wówczas nadzieję, że istnieje możliwość reformy życia w kraju w ramach ideologii komunistycznej. Wydarzenia te odbiły się na przemianach także w Swierdłowsku (dziś: m. Jekaterinburg), który przez dziesiątki lat pozostawał miastem zamkniętym. Cudzoziemcom nie udzielano prawa do wjazdu, a mieszkańcom nie pozwalano na wyjazd za granicę.
Dlatego 12 czerwca 1986 r.„ decyzją Obkomu KPSS (Komitetu Obwodu Swierdłowskiego), w centrum miasta (Nabrzeże Młodzieży Robotniczej, 2) został otwarty Dom Pokoju i Przyjaźni - jako centrum współpracy międzynarodowej. W pięknym pałacyku (pomnik architektury XIX w.) rozwinęło swoją pracę, w stylu przyjaźni radzieckiej, kilka organizacji: «ZSSR -Czechy», «ZSSR -Mongolia», a także Fundusz Pokoju i Komitet Obrony Świata. Wkrótce utworzyli swoje stowarzyszenia wykładowcy języka francuskiego i angielskiego głównych uczelni Swierdłowska. Za tym przykładem poszliśmy i my - Polacy, mieszkańcy miasta. Odbyło się założycielskie zebranie. Wybrano Zarząd Stowarzyszenia «ZSSR-Polska». Prezesem została Czesława Pietruszko (dziennikarka, tłumacz, mająca bogate doświadczenie organizacyjne); a wiceprezesami: I.I. Szyszko (doktor nauk chemicznych) i T.N. Wasiljewa (kandydat nauk filologicznych); pozostali członkowie Zarządu to: W.W.Kielnik (docent, kierownik fakultetu dziennikarstwa międzynarodowego na Państwowym Uniwersytecie Uralskim), Ju.F. Czerwiński (kandydat nauk technicznych), W.W. Czerwińska (programista), S.G. Dubejkowski (starszy wykładowca Instytutu Górniczego). To była bardzo mocna drużyna, z którą możliwe było rozwiązywać, stojące przed nami niełatwe zadania.Na podstawie decyzji ustalonych podczas zebrania, Dom Pokoju i Przyjaźni włączył nas w plan swej pracy. Dla nas bezpłatnie zostały stworzone najlepsze warunki do prowadzenia pracy organizacyjnej. W Domu tym odbywały się różnego rodzaju spotkania członków Stowarzyszenia, wspólne przedsięwzięcia z innymi organizacjami. Przyjmowaliśmy tu gości z Polski. Co środę odbywały się zebrania Zarządu. Wielu innego rodzaju inicjatywom Dom ten służył przez długi czas.
Szybko Dom Pokoju, pod kierownictwem Tagira Aschatowicza Sułtanowa i jego wiernej pomocnicy Anny Michajłowny Sułtanowej, przekształcił się w pulsujące życiem centrum pracy społecznej. Szczególnie ważna była atmosfera tego domu - poważna, a jednocześnie ciepła, nieformalna. Na jego adres można było zarejestrować każdą organizację, która interesowała się jakimkolwiek krajem świata. Tu zostały zarejstrowane dziesiątki centrów narodowych: Tatarzy, Baszkiry, Ormianie, Niemcy, Ukraińcy, diaspora rosyjska itd. Dom przemówił, rozśpiewał się w różnych językach, stał się prawdziwą Alma-Mater dla wszyskich organizacji.
Jednocześnie zaczęliśmy tworzyć parafię katolicką i po raz pierwszy zaplanowaliśmy świętować oficjalnie Boże Narodzenie 25 grudnia 1991 r., zapraszając na święto księdza katolickiego z Nowosybirska, ojca Józefa Świdnickiego. Ale w tym samym okresie adwentu (przed Bożym Narodzeniem) odbyło się wydarzenie o ogólnoświatowym znaczeniu. W Puszczy Białowieskiej 8 grudnia 1991 r. została podpisana umowa o stworzeniu Wspólnoty Państw Niezależnych. To była ostatnia próba reformy ZSSR.
Zbieżność zaistniałych wtedy okoliczności była dla nas zadziwiająca, bowiem kiedy zaczynaliśmy świętować Boże Narodzenie w Domu Pokoju i Przyjaźni, 25 grudnia w Moskwie, na wieży Spaskiej w Kremlu o godz. 19.38 została opuszczona czerwona flaga z sierpem i młotem ZSSR i była wzniesiona trójkolorowa flaga Federacji Rosyjskiej, Państwa niezależnego. To było widoczne potwierdzenie nieodwracalności procesów historycznych.
Po znacznych zmianach w Statucie nieistniejącego już stowarzyszenia «ZSSR Polska», 19 marca 1992 r. zostało zarejestrowane "Narodowościowe społeczne polskie Stowarzyszenie «Polaros»" (Polska-a-Rosja). Jesienią 1992 r. także zarejestrowano rzymsko-katolicką parafię pw. św. Anny. Przed nami stały już inne cele i zadania, i droga, jak nam się wtedy wydawało, w nieznane. Dlatego «Polaros» otwarło drzwi dla wszystkich, kto mógłby nam pomóc.Takim sposobem, wpisaliśmy się w wielokolorową mozaikę narodów Uralu. Zaczęliśmy pracować nad modelem działalności stowarzyszenia. To był bardzo ważny okres naszej pracy. Pomógł on zjednoczyć społeczno-narodowe organizacje, a poza tym wytrwać w latach 90.
* * *
Wspaniały jest w człowieku ten niepowstrzymany pęd, by szukać i jednoczyć się z ludźmi podobnymi sobie. Wieczny zew ewangeliczny:"Aby wszyscy stanowili jedno" (J 17,21) - stał się wektorem naszej pracy. Dowiedzieliśmy się o tym, że w wielu miastach Rosji już zostały zarejestrowane polonijne stowarzyszenia, a z inicjatywy organizacji moskiewskiej «Dom Polski», odbył się w Moskwie I Zjazd, który zjednoczył te organizacje w Kongres Polaków Rosji. Nie było w tym nic dziwnego.Tak już układało się w historii, że w ciągu wieków Polacy mieszkali w Rosji, potem w Imperium Rosyjskim i Radzieckim, nie mając ustalonej dla siebie przestrzeni geograficznej. Oni żyli na tej ziemi jako niewolnicy po zrywach wyzwoleńczych i wojnach. Byli żołnierzami wszystkich rodzajów wojsk w armii rosyjskiej. W okresie rozbiorów i powstań w Rzeczypospolitej - jako zesłańcy, więźniowie i dobrowolni przedsiedleńcy, jako obywatele Polski i jako poddani Imperium Rosyjskiego.
Polacy aktywnie uczestniczyli w kolonizacji Syberii.Wszędzie tworzyli «wyspy polskości». Przez wiele wieków tworzył się osobny, dynamiczne rozwinięty archipelag jednolitej diaspory polskiej. Łączyła go wiara przodków i miłość do Ojczyzny. Członkowie tej wielkiej diaspory w ciągu wieków wnieśli ogromny wkład we wszystkie sfery działalności kraju ich zamieszkania: w naukę, muzykę, sztukę, przemysł i inne.
Nie mając własnych publicznych instytucji, które dawałyby im możliwość gromadzenia się, oni budowali kościoły. Dzięki temu wielotysięczne anonimowe środowisko polskie przekształcało się w zwarte społeczeństwo polskie. Kościół był dla nich cząstką Ojczyzny, tym miejscem, gdzie bez strachu i podejrzeń mogli się zbierać. Tu spotykali się wszyscy bez względu na status społeczny: urzędnik wyższego szczebla i robotnik, generał i żołnierz, zamożna pani i praczka, oficer policji carskiej i zesłaniec ...
W drugiej połowie XIX wieku w Rosji istniało dziesięć centrów administracji cerkiewnej, około ll 70 kościołów, kaplic i domów modlitwy. W Związku Radzieckim Polacy żyli jako obywatele ZSSR. Kościoły, a także budynki innych konfesji, zostały zniszczone. Księża katoliccy aresztowani. Stu dwudziestu z nich rozstrzelano. Polacy stanęli przed alternatywą: albo stać się ludźmi radzieckimi, albo więźniami Gułagu.
Po rozpadzie Imperium Radzieckiego Polacy w Rosji otrzymali prawo do przywrócenia swego dziedzictwa narodowego, stworzonego przez diasporę polską do rewolucji. Więc, starając się odrodzić to co zostało zniszczone przez władzę radziecką, «Polaros» działało nie na pustym miejscu.
* * *
Wiedzieliśmy, że niemożliwe jest, by dwa razy wejść do tej samej rzeki, jednak zaczęliśmy budować podstawy życia «Polaros» analogicznie do działalności diaspory polskiej w Jekaterinburgu przed rewolucją. Rzetelną pomoc w zdobywaniu wiedzy o dorewolucjonej mniejszości polskiej i w poszukiwaniu materiałów archiwalnych o tych czasach, okazała nam ówczesna wiceprezes «Polaros» Tatiana Mosunowa, wówczas studentka fakultetu historycznego Państwowego Uniwersytetu Uralskiego. Jako temat pracy dyplomowej wybrała historię poskiej rodziny Poklewskich-Koziółł, bardzo znanych na Uralu przemysłowców i mecenasów.
Jej badania materiałów archiwalnych, publikacji w gazetach i czasopismach i wydany w oddzielnej broszurze zarys historzcyny «Pod wezwaniem Świętej Anny» o życiu polskiej diaspory w Permiu, a także o parafii katolickiej w Jekaterinburgu, pomogły nam odtworzyć wydarzenia drugiej połowy XIX wieku. Opisała ona początek tworzenia się parafii (1876 r.), okres rozkwitu (budowa kościoła i jego poświęcenie w 1884 r.), odzyskiwanie mienia parafialnego (przy ul. Gogola 9), a także późniejszy tragiczny finał wszystkich dóbr diaspory w czasach władzy radzieckiej. Po aresztowaniu ostatniego ksiądza F. Budrysa (został rozstrzelany w 1937 r.) własność parafialna została w 1924 r. zarekwirowana. W 1930 r. uchwałą Swierdłowskiej Rady miejskiej kościół pod wezwaniem św. Anny został zamknięty. Budynek kościoła bez krzyża przez długi okres wykorzystywany był przez władze miejskie nie zgodnie z przeznaczeniem, aż w roku l965 został zniszczony całkowicie. Ale do tej pory, wymodlony przez Polaków przez dziesięciolecia istnienia kościoła, ten kawałek ziemi w centrum miasta w kształcie niewielkiego okrągłego skweru na skrzyżowaniu ulic Małyszewa (b.n. Pokrowski Prospekt), K. Libkniechta i R. Luksenburg (naprzeciw hotelu Centralnego) pozostał cały i nieuszkodzony. Zachował zarysy jedynego w swoim rodzaju kultowego obiektu architektury, będącego niegdyś ozdobą dawnego Jekaterinburga.
Nie mniej znaczącymi źródłami informacji okazali się żywi uczestnicy i świadkowie przeszłości. Bezcenne są np. opowiadania 84-letniej Pani Zofii Zykowej, młodszej córki ostatniego organisty kościoła Stanisława Chyba, uczennicy szkoły podstawowej dla dzieci katolickich, która mieściła się w jednym z przykościelnych budynków gospodarczych.
W taki sposób, ujawnione dane archiwalne, a także świadectwa świadków pomogły odrodzonej w naszych czasach parafii zebrać solidny zbiór dokumentów. Były one cennym materiałem historycznym, na podstawie którego można było wystąpić z prośbą do władz miejskich o zwrot parafialnej własności: dziedzińca i trzech niewielkich budynków należących niegdyś do społeczności katolików. Prosiliśmy po pierwsze: o zwrot domów parafialnych przy ul. Gogola 9 (zachowanych w całości, ale w bardzo złym stanie), a po drugie, o wydzielenie ziemi pod budowę nowego kościoła św. Anny w zamian za ten zniszczony na rondzie naprzeciw hotelu Centralnego.
W 1993 r. oficjalnym proboszczem parafii został ksiądz Jerzy Paczuski. Parafia jednak była bezdomna. Obowiązkowe Msze niedzielne odbywały się w różnych wynajętych pomieszczeniach. Tylko w marcu 1996 r.,w jubileuszowym roku 120-lecia parafii, decyzją administracji miasta zostały zwrócone dwa jednopiętrowe domki gospodarcze, w których jeszcze mieszkali ludzie, a także w połowie zniszczona niewielka stajnia - karetnia-skład. Skład udało się bardzo szybko uwolnić od dzierżawców. Klucze od stajni dostaliśmy za tydzień przed świętami wielkanocnymi. Dzięki wysiłkom parafian jak najszybciej został zrobiony wstępny remont. W Wielki Czwartek budynek został uduchowiony modlitwami i pierwszą sprawowaną tu Mszą Świętą. A w noc Zmartwychwstania Pańskiego zmartwychwstało i życie parafialne. Po Wielkanocy postanowiliśmy natychmiast w ciągu lata na fundamencie stajni zbudować kaplicę. Od tej pory zaznaczyły się dwa kierunki działalności «Polaros»: historyczny i religijnoduchowy. Tak jak i w przeszłości, centrum duchowym dla «Polaros» pozostała parafia św.Anny.
W związku z wielką objętością prac budowlanych i remontowo-odnowicielskich, a także z szybkim wzrostem liczby parafian, do Jekaterinburga został skierowany drugi ksiądz - ojciec Jarosław Mitrzak. Teraz mieliśmy już dwóch, dobrze wykształconych, zadziwiająco delikatnych, nastawionych na osiągnięcie wytyczonego celu, bogatych duchowo pasterzy, z którymi w następnych latach zdołaliśmy pokonać wiele problemów duchowych i materialnych.
Kierunek historyczny nie został ograniczony jedynie do badań z zakresu tematyki dorewolucyjnej, poszerzał się niezależnie od nas, podległy wymaganiom czasu. Wiosną 1994 r. do Jekaterinburga przyjechał Jarosław Gorodziecki, artysta z Warszawy. Prosił o pomoc w poszukiwaniu mogiły jego ojca, porzuconej niegdzyś w lesie w okolicach stacji Kostousowo Reżewskiego rejonu. Tak dołączyliśmy się do najnowszej historii jeszcze jeden temat - okres II Wojny światowej.
Z ogromnym trudem, bezdrożami po wiosennych roztopach, przy pomocy leśnictwa i pracowników redakcji gazety «Reżewskaja Wiest», naszemu gościowi udało się dotrzeć do 105 tzw. kwartału leśnego (18 km od stacji Kostousowo). Kiedyś znajdował się tu „specposiołek", w którym pan Gorodziecki żył z rodziną i innymi polskimi rodzinami. Od tego „specposiołku" nie zostało ani śladu. Zaniedbany przez dziesięciolecia cmentarz zachował się, ale wśród nieznanych mogił pan Jarosław nie mógł znaleźć mogiły ojca. Wziął ze sobą garść ziemi i wywiózł do Polski. Tak pierwszą bruzdą zainicjowaliśmy nowy temat, zaczynając go od Kostousowa. Z opowiadań Polaków kostousowców, mieszkających obecnie w Polsce, a także z relacji mieszkańców wsi, wyjaśniło się, że w lutym 1940 r. do stacji Kostousowo przybył pociąg z polskimi wysiedleńcami (800 osób, 120 rodzin). Rozmieszczono ich w lasach w okolicach stacji. Wraz ze „specposiołkami" zaczęły powstawać cmentarze. W 1944 r. polscy zesłańcy na mocy repatriacji, wyjechali do Polski, baraki zniszczyli, wąskotorówki zgniły, a wszystkie cmentarze uległy zaniedbaniu, gdyż nie było do nich dostępu.
I tylko w osiedlu Oziomy (zbudowanym w r. 1949 na miejscu kwartału N 246) cudem zachował się cmentarz, jedyne materialne świadectwo przebywania zesłańców polskich nie tylko w tym miejscu, ale w całym obwodzie Swierdłowskim. W sumie, od 1939 r. do 1948 r. mieszkało w obwodzie dziesięć tysięcy zesłańców polskich.
Żyjący w różnych rejonach Polski, Polacy-kostousowcy podtrzymali inicjatywę Kazimierza Sobaszka z Krakowa: by uporządkować ten cmentarz, ogłosić imiona zmarłych, zbudować pomnik. Do realizacji tej inicjatywy dołączył się Wydział Konsularny RP w Moskwie, wydział Związku Sybiriaków w Krakowie, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa narodu polskiego -Andrzej Przewoźnik. W Polsce zebrano pieniądze, został zrobiony projekt pomnika, według którego najważniejszym elementem miał być krzyż z metalową pasyjką, a pod nim pamiątkowa żelazna tablica z nazwiskami. Z polskiej strony pracę koordynował Tadeusz Sobaszek, z naszej strony - prezes «Polaros» Czesława Pietruszko, kierownik administracji wsi Oziomy N.S. Kuzniecowa, a po niej zastępującją na tym stanowisku - G.A. Buszmakin. Po wszelkich uzgodnieniach, trwających około dwóch lat i pracach przygotowawczych, pomnik został zbudowany. Zbudowali go bracia Czemiadjewy i W. Mieńkin, oraz w końcowym etapie prac K. Sobaszek. Za fundusze ofiarowane przez mieszkańca wsi Kostousowa Walerego Butorina została wykonana tablica pamiątkowa z wygrawerowanymi polskimi nazwiskami i imionami.
Oficjalne otwarcie i przekazanie pomnika administracji Oziomego, poświęcenie, i Msza św. w intencji zmarłych odbyło się 19 sierpnia 1997 r. Uroczystość ta była nie tylko aktem pamięci o ludziach pochowanych na tym cmentarzu, ale i o tych wszystkich, pochowanych i zapomnianych na wszystkich cmentarzach w 60 posiołkach obwodu Swierdłowskiego. W akcji wzięli udział: konsul E. Olszewski, wicemer Jekaterinburga W.W.Kulik, kierownik administracji miasta Reż - A.A. Sztejnmiller, nauczyciele i uczniowie szkoły N 46 ze wsi Oziomy.
Chciałabym tu zaznaczyć wkład pracy nauczycielki Swietłany Aponek, która razem ze swoimi uczniami zbierała materiały dotyczące cmentarza. Z jej inicjatywy powstała tradycja opieki nad cmentarzem. Uczniowie starszych klas po dziś przekazują tę tradycję młodszym uczniom, zapewnia to dziedzictwo pamięci. W jej domu stale gościli «kostousowcy» z Polski. Mszę żałobną odprawił kapelan Związku Sybiraków ks. Edmund Cisak (Polska), ojciec Jerzy - proboszcz parafii św. Anny (Jekaterinburg), ojciec Alexej -duchowny cerkwi prawosławnej (Reż). Uczestniczyli w niej mieszkańcy wiosek: Kostousowo, Oziorny, parafianie kościoła św.Anny, członkowie «Polaros». Gazeta «Reżewskaja Wiest» stale informowała czytelników rejonu o budowie pomnika, często zamieszczała wywiady, wspomnienia Polaków, którzy jako dzieci mieszkali w „specposiołkie" 50 lat temu, i o tym jak ułożyły się ich dalsze losy w Polsce.
* * *
Trzeci kierunek działalności «Polaros»: kulturowo-edukacyjny, okazał się najtrudniejszy. Główne miejsce w tej dziedzinie, ze względu na głęboką asymilację je j członków ze środowiskiem życia, musiała zająć dwuletnia szkoła polskiego języka i kultury. Zamierzeniem je j kierownictwa było pomóc uczniom w nauce czytania i pisania oraz rozpocząć proces tworzenia kadry animatorskiej. Czym innym jest jednak znać język, czym innym - nauczyć języka. Próbowaliśmy sprostać zadaniu własnymi siłami, ale okazaliśmy się zakadnikami własnej bezsilności. Przez pięć lat problem nie ruszył z miejsca.
W 1995 r. «Polaros» weszło w skład członków Kongresu Polaków w Rosji. Oprócz tego, że Kongres, będąc członkiem Rady polonijnych organizacji Europy, uczestniczył w konferencjach, zebraniach, zjazdach tej organizacji, postawił przed nami nasze regionalne zadania. Kongres i Rada ściśle współpracowali z Ministerstwem Edukacji w Polsce, a także z organizacją Stowarzyszenie «Wspólnota Polska» w Warszawie.
W 1993 r. w Moskwie odbyła się międzynarodowa naukowo-praktyczna konferencja «Satysfakcja edukacyjnych potrzeb Polaków w Rosji». Dyskusje na plenum to był krzyk duszy przybyłych uczestników. Żaliliśmy się, że nie ma nauczycieli, nie ma podręczników i metodyki wykładania języka, nie ma pomieszczeń, ani bibliotek. Tych «nie ma» można było wyliczać do schrypienia gardła. Niemniej jednak z rekomendacji konferencji został opracowany pierwszy podręcznik języka polskiego. To był wspólny projekt Kongresu i fakultetu slawistyki Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, wydany ze środków finansowych Komitetu narodowości w Moskwie. Został on opracowany w polskich klasach moskiewskie j szkoły średniej N 112. Postanowiliśmy, że będziemy uczyć się z tego podręcznika. Wierzyliśmy, że szkoła u nas będzie wbrew licznym niewierzącym, ale z chęci licznych innych. Zbieraliśmy szkołę po ziarenku.
31 maja 1997 r. w Moskwie został otwarty II Zjazd Kongresu. Wzięli w nim udział przedstawiciele około 40 organizacji regionalnych, przedstawiciele państwowych i społecznych organizacji z Polski, przedstawiciele federalnych rządowych organizacji rosyjskich. Krótko mówiąc, o działaniach Zjazdu można powiedzieć, że to był jeszcze jeden krok w rozwiązywaniu naszych problemów. Oprócz tego zobaczyliśmy naocznie niestrudzoną zgodną pracę członków Zarządu Kongresu pod kierownictwem Haliny Subotowicz-Romanowej. To rodziło zaufanie i pragnienie współpracy. Na Zjeździe drgnęła częściowo sprawa naszej szkoły.
Następnym impulsem dla powstania naszej placówki edukacyjnej był Zjazd liderów organizacji polonijnych, który odbył się latem 1998 r. w Polsce. Jeśli II Zjazd miał wyłącznie charakter teoretyczny, to Zjazd w Polsce, można powiedzić, był jego przedłużeniem o aspekt praktyczny. Wśród innych odbyło się nasze spotkanie z profesorem, wybitnym Polakiem, prezesem Stowarzyszenia «Wspólnota Polska» Panem Andrzejem Stelmachowskim.
Zabieraliśmy ze sobą na Zjazd solidny pakiet różnego rodzaju propozycji związanych z życiem Polaków w Rosji. Były one przedstawiane przez nas na najwyższym szczeblu. Zarówno na spotkaniu z prymasem Polski księdzem Józefem Glempem, z którym rozmawialiśmy o tym jak odrodzić i zachować w Rosji religijno-kulturowedziedzictwo, przekazane nam przez poprzednie pokolenia Polaków, jak i na spotkaniu z ministrem spraw zagranicznych Bronisławem Geremkiem, z którym omówiliśmy uchwałę o repatriacji Polaków do Polski, i ów wyjątkowy dokument, jakim jest Karta Polaka. Ten problem poruszyliśmy także w Senacie z marszałkiem Alicją Grześkowiak i z kierownikiem Komisji senackiej ds.emigracji i Polaków za granicą - Janiną Sagatowską.
W sprawie stworzenai szkoły pierwszym iporuszającym było dla mnie spotkanie z ministrem Edukacji Narodowej - Panem profesorem Mirosławem Handke. Możliwe, że moje argumenty przekonały pana ministra i mój projekt został przyjęty. Szczegóły realizacji projektu już omówiliśmy wcześniej z Ireną Szirkowiec ze «Wspólnoty Polskiej» i z Krystyną Staroń, kierowniczką CODN (Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli). Nasza szkoła została zarejestrowana, cozapowiadało w przyszłości współpracę i rozwiązanie wielu problemów. Obiecano nam wsparcie finansowe, w tym zapewniono pensję dla nauczyciela z obywatelstwem polskim. Niestety, na ten moment nie było kandydatów na wyjazd na Ural.
«Jeśli znajdziecie chętnego, będziemy z nim pracować» - życzliwe zadeklarowano. Te słowa mocno utkwiły w mojej pamięci.
* * *Na początku zebrało się niemało chętnych do nauczenia języka polskiego - 2 grupy po 15 osób. Organizowałyśmy dostawę podręczników, książek, słowników z Moskwy. Jana Dubiejkowska dała nam w swoim pracowniczym biurze przestronny pokój na sobotnie zajęcia. Wiedzieliśmy, jak to jest ważne, by od początku stworzyć szczególną atmosferę w szkole. Byliśmy przekonani, że mogłaby to zrobić nauczycielka, koniecznie z Polski! I wtedy Pan Bóg dał nam ją - nauczycielkę, o której można było tylko marzyć. Parafia św. Anny już dawno czekała na pomocnice, siostry zakonne z Polski. Wreszcie, we wrześniu przyjechały Siostry Pallotynki. Okazało się, że jedna z nich to absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, polonistka z 14-letnim stażem pracy pedagogiczne j, siostra Mirosława Włodarczyk.
Nie wiem, który z moich argumentów, by została naszą nauczycielką przekonał s. Mirosławę. (Miała przecież inne zlecone przez swe Zgromadzenie zadania). Nie wiem też w jaki sposób nakłoniła ksiądza proboszcza i władze Sióstr Pallotynek w Warszawie do rozważenia mojej prośby, być może uznała niezbędność pracy pedagogicznej w świeckiej szkole. Najważniejszy był rezultat. Na Mszy niedzielnej ojciec Jerzy ogłosił, że s. Mirosława będzie pracować nie tylko w parafii, ale i w Polskiej Szkole.
Dniem otwarcia Szkoły był 7 października 1998 r. Od rana panowała kapryśna uralska pogoda, obficie sypnął śnieg i padał nieustannie. Transport miejski stał. Otwarcie szkoły też stanęło pod znakiem zapytania. Czekałam na przystanku autobusowym, gdzie miałyśmy się spotkać z siostrą. Obrazka, który powstał przede mną nigdy nie zapomnę: na śnieżnym tle ze sporej odległości zobaczyłam s. Mirosławę ubraną na czarno i pod czarnym parasolem, całą oblepioną śniegiem. Ze swego domu do miejsca naszego spotkania szła na piechotę. Uczniowie witali nas oklaskami. Szkoła została otwarta. Od tego czasu, przez 15 lat (teraz już 20 lat!), nie zamknęła się ani na rok! Działa, stopniowo przekształcając się w kulturowo-oświatowe centrum «Polaros». Kamertonem jej działalności, pełniej sukcesów, zawsze była Mirosława Włodarczyk, siostra pallotynka, wyjątkowa siostra, wyjątkowy człowiek! Ona pracowała w szkole od 1998 do 2005 r.
Realizując program edukacyjny współpracowaliśmy z Wydziałem Konsularnym Ambasady RP w Moskwie, ze Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska", Fundacją „Pomoc Polakom na Wschodzie" z warszawskim CODN-em, z Fundacją Pomocy Polskim Szkołom im. Goniewicza w Lublinie i innymi. Dzięki tym kontaktom uczniowie mieli zagwarantowany trzyletni cykl nauki, bezpłatne podręczniki, opłatę pracy nauczyciela z Polski. Przy wsparciu Stowarzyszenia „Wspólnota Polska" w każde wakacje nasze dzieci wyjeżdżały na obozy do Polski, gdzie mogły obcować ze swoimi rówieśnikami.Dla rozszerzonego nauczania języka polskiego najlepsi uczniowie mieli możliwość pogłębić naukę w letnich szkołach języka polskiego i na uniwersytetach: w Lublinie, Toruniu, Krakowie, Warszawie. Także młodzi mogli studiować w Polsce.
W różnych latach oprócz siostry Mirosławy wykładały u nas: Anna Rzycka, Diana Graczyk, Katarzyna Kłodawska, Eliza Waluś, Małgorzata Śmigierzewska. Już w pierwszym roku funkcjonowania Szkoły na dyrektora została wybrana przez uczniów Antonina Umińska (filolog, kulturoznawca, uczennica siostry Mirosławy). I choć program od początku zakładał tylko trzyletnią naukę, ale uczniowie chętnie pozostawali w tzw. klubach absolwentów (obecnie Klub polski). Zajęcia we wszystkich klasach prowadzone były według autorskiego programu s. Mirosławy. Szkoła stała się naszą małą Polską.
* * *
Rozmyślając nad rezultatami naszej wieloletniej pracy można z czystym sumieniem powiedzieć, że wszystkie generalne kierunki początkowego modelu aktywności «Polaros» zostały zachowane i rozwijają się. Na czele każdego z nich stanął doświadczony organizator, wykształcony lider, i co bardzo ważnie, inteligentna w pełnym sensie tego słowa, osoba. Pomogło to stworzyć odpowiednią wewnętrzną atmosferę wzajemnych relacji w Stowarzyszeniu. Nawiązaliśmy dobre kontakty z Polską, nie tylko oficjalne, ale również prywatne. Niemałą rolę w tym procesie zagrały przyjęte uchwały o repatriacji i Karcie Polaka. W Jekaterinburgu «Polaros» zdobyło autorytet, stworzyło swój niepowtarzalny image. Nasze projekty okazały się oczekiwanymi i pożądanymi. W miarę możliwości staraliśmy się oczekiwaniom ludzi wyjść naprzeciw. Nie możemy nie podkreślić, że parafia św. Anny stała się wielonarodową, podobnie jak i Polska Szkoła. Związane jest to z otwartością tych religijno-duchowych i kulturowo-oświatowych centrów, a także z głębokiej asymilacjei (dobrowolnej i przymusowej).
Nie odnieśliśmy sukcesu w tym, aby język polski stał się językiem obcowania w naszych domach i rodzinach, w zwykłej codzienności, aby był językiem nabożeństw.W tych regionach życia jednoczy nas nawykowy, użytkowy język rosyjski. Bez względu na to, język polski zajął swoje miejsce w wielodźwiękowości języków narodów Uralu. Brzmi on w Szkole kultury i języka polskiego, w polskim amatorskim teatrze, na oficjalnych i kameralnych imprezach, związanych z tradycyjnymi polskimi świętami.
* * *
Specjalne miejsce w działalności «Polaros» zajmuje Polski Salon Muzyczny, lub, jak nazywamy go między sobą, «Pani muzyka». Ona stała się naszą perłą, odbijającą estetykę przestrzeni «Polaros». Tu brzmi głównie niepowtarzalny wieczny język muzyki, język duszy i serca narodu.
Tworzyliśmy ten Salon jako hołd pamięci o wielu polskich muzykach porzuconych w głębiach wieków, ale wciąż grających swoją widoczną rolę w rozwoju muzycznego życia Uralu i Syberii. Mało kto wie, że jeszcze na początku XVIII w. w Tobolsku, w stolicy guberni, przy gubernatorze został stworzony zespół instrumentalny i orkiestra z polskich więźniów-konfederatów. W domach każdego bogatego człowieka koniecznie znajdowały się skrzypce, organy ręczne, a później fortepian. Te okoliczności wzbudziły potrzebę stworzenia wykwalifikowanej kadry muzycznej, szczególnie w dziedzinie edukacji muzycznej. Zesłańcy polscy, katorżnicy, więźniowie, czy żołnierze armii carskiej najczęściej byli ludźmi wykształconymi muzycznie. W XIX w. tworzyli oni orkiestry dęte, symfoniczne, brali w nich udział wybitni muzycy. Np., duży sukces odniósł subtelny muzyk Konstantyn Walicki, absolwent Konserwatorium Paryskiego, dyrygent orkiestry tobolskiej, brzmienie jego zespołu było na poziomie orkiestry imperatorskiej w Petersburgu. Wielu polskich muzyków odznaczało się talentem kompozytorskim. Trudno wyliczyć ilu z nich muzykowało w kościołach lub wykładało grę na różnych instrumentach w szkołach. A ilu zbierało się tylko dlatego, żeby zagrać dla własnej przyjemności, umilając surową przygnębiającą rzeczywistość.
Od tego czasu powstało uzasadnione przekonanie: gdzie Polacy - tam muzyka. Chcieliśmy w naszym mieście odrodzić tę tradycję - zadziwiającą, ciepłą atmosferą salonów muzycznych. Na początku miejscem realizacji tej idei stał się Dom Pokoju i Przyjaźni, a później Salon odbywał się w Swierdłowskim obwodowym Muzeum Krajoznawczym, które mieści się w domu zbudowanym przez Poklewskich-Koziółł. Salon muzyczny organicznie zlał się z atmosferą przeszłości tego starego pałacyku. A dyryguje tą atmosferą, kolorytem muzycznym i paletą niuansów, przez 20 lat, Natalia Iwanczuk - muzykolog, członek Związku Kompozytorów Rosji, dziennikarz muzyczny, utalentowany muzyk.
Z roku na rok wydobywa ona z bogatego skarbca muzycznej kultury polskiej dzieła osobliwe i oczarowuje nimi licznych miłośników tej muzyki.
* * *
Niestety, mówiąc o wielu zasłużonych członkach «Polarosu» muszę ograniczyć się do ogólników. Wspomnę wyłącznie tych, kto tworzył atmosferę twórczego dialogu, życzliwości, ciepła, poczucia odpowiedzialności za wspólnotę. Byliśmy zorientowani na duże polskie rodziny: Dubejkowskich, Sawickich, Dobrzyckich, Czerwińskich, Olechnowiczów, Paszkowskich i wielu innych. Jeśli mówić o ludzkim kapitale, który gromadziło «Polaros», jest on bardzo różnorodny. W Stowarzyszeniu byli Polacy, którzy znali jeszcze dorewolucyjną diasporę polską. Większość z nich to Polacy zasymilowani ze środowiskiem, dzieci II Wojny światowej. Teraz wymieniły ich dzieci urodzone w nowej Rosji, już dwudziestolatkowie, którzy będą decydować o losach «Polarosu». Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że wśród nas, w okresie rozwoju «dzikiego kapitalizmu» w Rosji nie znalazł się nikt o tak wybitnej osobowości jak A.F. Poklewski-Koziółł, lub choćby jakiś operatywny biznesmen. Jednak czujemy się bogaci tym, co przynosi nam radość. A o tym co jest naszą radością, próbowałam opowiedzieć w tym eseju.
* * *
Już dawno interesowałam się historią Polski i historią stosunków między Polską a Rosją. Chciałam w zupełności poświęcić swój czas tylko temu. W 2000 r. zaczęłam pracować nad książką «Polski dom na Uralu», opowiadając w niej o zorganizowanym podczas wojny obwodowym polskim Domu dla dzieci. Moim zamierzeniem było, aby przekazać posiadane pełnomocnictwa nowemu prezydentowi Stowarzyszenia. Od 2000 r. prezydentem «Polaros» jest Marina Łukas. Ważne jest to, że nowe kierownictwo potrafiło zachować, w nie mniej trudnych warunkach, główne kierunki działalności «Polaros». A przy tym zrealizować nowe, bardzo ciekawe projekty. To wszystko gwarantuje ciągłość i dalszy rozwój organizacji już w nowych warunkach historycznych.Obecnie toczy się proces aktywnego rozszerzenia oficjalnych kontaktów między Polską a Jekaterinburgiem w dziedzinie handlu, nauki i kultury.Myśląc o Polsce, wspominam wiersz polskiego poety Karola Wojtyły, późniejszego papieża, napisany w 1978 r.:
Ziemia trudnej jedności. Ziemia ludzi szukających własnych dróg.
Ziemia długiego podziału pośród książąt jednego rodu.
Ziemia poddana wolności każdego względem wszystkich.
Ziemia na koniec rozdarta przez ciąg prawie sześciu pokoleń,
rozdarta na mapach świata! a jakżeż w losach swych synów!
Ziemia poprzez rozdarcie zjednoczona w sercach Polaków
Jak żadna.
«Polaros» - to tylko malutka część wielowiekowego rozdarcia i zjednoczenia. Nie może sercem nie przynależeć do Ojczyzny swych przodków, ale także nie może nie wierzyć w Rosję - Ojczyznę naszych przyszłych pokoleń.